Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 9 października 2024 22:15

ŁATWO NIE JEST – Magdalena Pytlak

ŁATWO NIE JEST – Magdalena Pytlak

Ale psychoza opiera się empatii; niewielu ludzi, którzy nie mieli z nią do czynienia, akceptuje
określenie ,,zaburzenie zachowania”.

Michael Greenberg

INTRO 

Społeczeństwo wymaga od mężczyzn, żeby dawali sobie radę z depresją i staje się to
tematem tabu. Brak profesjonalnej pomocy sprawia, że najbliższe osoby często potrzebują takiej
samej pomocy co osoby chore. Nawet osoby, które zdają się niczym nie przejmować.

MAMA

– Czemu on to zrobił?
To pytanie pada z jej ust po raz kolejny. Wpatruje się we mnie przekrwionymi, załzawionymi
oczami. Jest w nich pewnego rodzaju nadzieja. Wygląda trochę jakby właśnie się obudziła i od razu musiała gdzieś biec. Roztrzepane włosy, palce wbite mocno w trzymaną przed sobą kurtkę. Nie
mam pojęcia co mam jej powiedzieć. Brzmi jakby koniecznie chciała znaleźć winowajcę całej tej
sprawy i móc zrzucić winę na kogoś innego, byle nie obarczać nią samej siebie. Nie
umiem wydusić z siebie słowa, w głowie kompletna pustka.

Dopiero co się poznałyśmy, mimo że ja od dawna wiem kim jest ona. Byłam w jej mieszkaniu nie raz, zawsze, kiedy akurat zostawiała syna samego. Momentami zastanawiałam się jaka tak naprawdę jest. Wydawała się bardzo sumienna i pedantyczna, może trochę za bardzo. Mieszkanie za każdym razem było czyste, czasem wyglądało jakby nikt nic w nim nie ruszał, jakby nie było tam żywego ducha. Mimo wszystko na szafkach kompletny brak kurzu, a pranie nigdy się nie suszyło, zawsze było już dawno zrobione. A tu nagle taki psikus.

Zdjęcie autorstwa Kat Jayne z Pexels

Zostawiła kurtkę na parapecie, przyłożyła szalikiem i nacisnęła wszystko delikatnie dłonią, żeby się
nie zsunęło. Dała mi chwilę spokoju, kiedy poszła do łazienki. Może jednak to była chwila spokoju
dla niej. Jestem pewna, że nie miała jeszcze czasu się wypłakać i tego obawiałam się najbardziej.
Jej wybuchu emocji przy mnie. Próbowałam szybko zaplanować co jej powiedzieć, kiedy wróci, jak
się zachować. Była kompletna cisza, nawet za oknem śnieg padał tak powoli, że wydawał się
specjalnie nie robić hałasu. Tylko jedno mi przeszkadzało. Ten zapach. Ten szpitalny zapach, gdzie
czuć całkowitą sterylność, chociaż to miejsce tylu chorób. Zamiast myśleć o tym co mam
powiedzieć za chwilę, przypomniała mi się chwila, która wydarzyła się wcześniej. Widok strużki czerwonej krwi cieknącej pod sam nadgarstek. Oparłam się o parapet i schyliłam głowę w dół. Chyba zwymiotuje.

RANDKA

Otworzyłam z impetem ciężkie drzwi. Rozległ się dzwonek, którego dźwięk obijał mi się
jeszcze chwilę w uszach. Wszystkie oczy na mnie, prawie wszystkie. Przy stoliku po lewej siedział
zgarbiony chłopak. Głowa schylona w dół, a jego ciemne włosy zasłaniały połowę twarzy.
Wyglądał trochę jakby wąchał polakierowane drewno stolika. Zamówiłam herbatę i dosiadłam się
do niego. Chociaż był młody to jego ubiór przypominał stylizacje mojego dziadka. Może taka
moda?

Dygnęłam z gracją w ramach przeprosin za spóźnienie. Z piskiem odsunęłam moje
drewniane krzesło i już chciałam opowiedzieć wszystko, co spowodowało, że się spóźniłam, ale
ugryzłam się w język. Chyba tak nie wypada na pierwszej oficjalnej randce?

Poprawiłam napuszone, przez śnieg włosy. Lubię mieć wszystko poukładane i zaplanowane, nawet przebieg różnych konwersacji, ale szybko mogłam zapomnieć o wymyślonych wcześniej scenariuszach. Rozmowa zeszła na zupełnie inny tor, niż się spodziewałam. Coś o pierogach, o pogodzie i o niczym.

Zdjęcie autorstwa Ekaterina Belinskaya z Pexels

Maks zachowywał się dla mnie niemal dziwnie. Unikał kontaktu wzrokowego, przez co czułam się
ignorowana. Moja głowa wędrowała od prawej do lewej, podążając za jego uciekającym wzrokiem.
Nie mogłam się też skupić na wypowiadanych słowach, poprawiałam się i gubiłam wątek. W jego
dłoniach szeleścił papierek po cukrze, potem zmaltretowany wylądował obok rozerwanych
chusteczek i połamanego, drewnianego mieszadełka. Syf. Zamiast elegancko zaserwowanej
herbaty, stolik wyglądał jak pobojowisko. Było mi wstyd i z burakiem na twarzy opuściłam
kawiarnię, obiecując sobie, że już nigdy tam nie wrócę, bo mnie poznają.

 

PAPIEROSY

Chętnie napiłabym się czegoś bardziej rozgrzewającego przy takiej pogodzie. Zamiast tego
wylądowałam w pokoju Maksa. Wyglądał kompletnie jak pokój dziecka. Zabawki na szafkach, meble z naklejkami postaci z bajek, biurko porysowane kredkami, zero książek, same komiksy. Przynajmniej było cieplej. Nie udało mi się utrzymać języka za zębami i wygadałam się o mojej wizycie w szpitalu.

Maks tylko się zaśmiał. Wygrzebał z szuflady biurka papierosy i wyszedł na balkon. Zaczął coś mówić z papierosem w ustach. Brzmiało to bardziej jak mamrotanie. Stanęłam przy nim na zimnej posadzce i przestępowałam z nogi na nogę, by jak najmniej odczuwać chłód. Dźwięk klikania zapalniczki powtarzał się przez kilka sekund bardzo równomiernie. W końcu Maks wypuścił dym z ust i stwierdził.
– Twój kolega to idiota i atencjusz.
Zaciągnął się jeszcze raz. Opowiedział mi, że sam też ma takie problemy. Mówił bardzo poważnie,
spokojnie i dość monotonnie. Zamiast go słuchać, patrzyłam jak nagminnie pyka w papierosa, próbując coś z niego strzepnąć, nawet jeśli popiołu już na nim nie było.

Zdjęcie autorstwa Julia Sakelli z Pexels

Na koniec historii wzruszył ramionami i zaproponował film. Nie pamiętam ani
słowa z jego historii o wizytach u psychologa, były dla mnie okropnie nużące. Nie tylko to, film też
był wyjątko

wo nudny.

SZPITAL 

źródło pexells.com

-Ala co ci się stało w szyję?
Zaśmiał się Fabian, kiedy zdejmując szalik, odsłoniłam na chwilę szyję pełną malinek.
-Film był nudny…
Poprawiłam się i odwracałam wzrok od wszystkich urządzeń do których był podpięty. W głowie
ciągle miałam widok tej stróżki krwi, która spłynęła mu po ręku dzień wcześniej. Znowu ten szpital
i znowu ten zapach.

Przypomniała mi się rozmowa z jego zapłakaną mamą na korytarzu, który
dopiero co minęłam. Przeszedł mnie dreszcz i tyłkiem przysiadłam rękę, aby ustabilizować trzęsące się nico ciało.
Chciałam się dowiedzieć czemu zrobił to, co zrobił. Ale Fabian zbywał temat śmiechem, traktował zupełnie jako żart. Zdawał się nie przyjmować do wiadomości, tego co się stało. Po chwili ciszy i mojego głupiego patrzenia w ścianę padły te słowa.
– Wiesz, że jesteś moją jedyną przyjaciółką?
Bardzo ciekawie ludzie definiują przyjaźń. Wystarczy mieć z nimi kontakt raz na jakiś czas,
a któregoś dnia odwiedzić w szpitalu. Całe szczęście nie na cmentarzu. Wierciłam się na
niewygodnym krześle i wzdrygałam za każdym razem, kiedy ktoś na sali kaszlnął. Miałam jakieś
dziwne przeczucie, że się zarażę. Chociaż nie miałam czym, chyba, że głupotą. Wyplułam
obgryziony paznokieć na podłogę, kiedy nikt nie patrzył.

Przez to stwierdzenie o byciu jedyną przyjaciółką, mogłam poczuć się kimś ważnym, niemal odpowiedzialnym. Ale mój brak empatii sprawiał, że przejęcie się sprawą, która nie dotyczyła mnie samej, trudno mi przychodziło.

POGODA DUCHA

Zdjęcie autorstwa Artem Saranin z Pexels

Śnieg padał jeszcze kilka dni. To najgorsza pogoda dla niedoświadczonego kierowcy. Ręce
pociły mi się za każdym razem, kiedy łapałam kierownicę. Nogi uginały mi się ze stresu
jak tylko udało mi się zaparkować. A przecież znałam te drogę już na pamięć. Z Felina na Sławin
i odwrotnie. Zależy, który z moich kolegów pierwszy prosił o rozmowę. Potrzebowali się wygadać, a ja udawałam, że słucham. Wyglądało to jak konkurs „kto ma gorzej?”

Przy jednym spędzałam czas, bo nic innego nie mogłam zrobić jako
„jedyna przyjaciółka”. Drugiego odwiedzałam, bo czułam się winna, że przez moje błahe podejście
do zabawy, mogłam narobić mu nadziei. Jeździłam coraz szybciej i coraz częściej. Zamiast Mozarta
wieczorami słuchałam długich wywodów o życiu. Dni planowałam tak, żeby zdążyć posłuchać
każdego. Kiepsko przespane noce. Czujnie nasłuchiwałam, czy mój telefon nie dzwoni. Możliwe, że czułam się bardziej odpowiedzialna niż powinnam.

TELEFON 

Zdjęcie autorstwa JESSICA TICOZZELLI z Pexels

Najpierw docierał do mnie dźwięk. Jeszcze zanim otworzyłam oczy, starałam się
zgadnąć, która jest godzina i gdzie jestem. Ciszę przerywało tylko szczekanie psa z sąsiedniego
podwórka. Najważniejsze to sprawdzić telefon. Zero wiadomości, zero nieodebranych połączeń. To
niespotykanie dziwne uczucie mieć nagle taki spokój, gdy nikt cię nie potrzebuje.

14:23, minął czas na śniadanie, ale wcale nie jestem głodna i nawet nie chce mi się myśleć o obiedzie. Przejście do kuchni zajęłoby mi sporo czasu patrząc na to, że w moim pokoju zostało już tylko nasrać. Mój organizm żądał więcej snu, nawet po dziesięciu twardo przespanych godzinach. Minęła tylko sekunda.

Moje oczy znowu się otworzyły. To niemożliwe, że zasnęłam jeszcze na dwie godziny. Pewnie
śniłabym jeszcze, gdyby nie ten irytujący dzwonek, który sobie ustawiłam. Wyobrażałam sobie, co by się stało, gdybym wyrzuciła telefon przez okno. Dalej brzęczy.
Odchrząknęłam kilka razy, żeby nie brzmieć jak zaspana.
– Śpisz? Tracisz cały dzień!
Sama potrafię stwierdzić, że tracę cały dzień na spaniu. Głos Maksa zagłuszał wiatr.
Nie wiem, czy mi się to śniło czy naprawdę płakał, ale jego głos załamywał się co chwilę.

ROWER

Zdjęcie autorstwa Cristiana Raluca z Pexels

Koniec odpoczynku. Trzeci bieg nie chciał mi wskoczyć, auto dziwnie zwalniało i furgotało. Chyba
powinnam zainwestować w rower, zdecydowanie mniej stresu.
No właśnie rower. Ten cholerny miętowy rower będzie mnie prześladował w koszmarach jeszcze długie
miesiące. Maks faktycznie płakał, ale ze szczęścia. Kupił sobie rower i chciał się nim koniecznie
pochwalić. Cieszył się jak dziecko. Powinnam być zadowolona, że ktoś chce, abym była świadkiem
jego szczęścia, częścią jego życia. Zamiast tego ścisnęło mi i górę i dół.

Szalonym tempem próbowałam nadążyć za najszczęśliwszym rowerzystą na świecie. Jego kremowy
płaszcz unosił się w trakcie jazdy i falował jak peleryna superbohatera. A ja, zdyszana, macham bezładnie nogą, bo nie mogę odepchnąć się od zabłoconego chodnika bez ryzyka upadku.  Moje czarne buty nabrały koloru kawowego osadu na blacie kuchennym. Skrzyżowanie niezbyt ruchliwych ulic. Miałam przyjechać
tylko, żeby patrzeć na to jak dorosły facet jeździ na rowerze i wracać? Szczery śmiech rozniósł się
po osiedlu. Tylko na tyle było mnie stać, kiedy Maks oświadczył mi, że wraca do domu, bo z tego
miejsca ma już blisko. Nie jestem pewna kto zachował się bardziej niepoważnie w takiej sytuacji.
Byłam tym już zmęczona.

POLICZEK 

Poczułam pieczenie na policzku. Może zasłużyłam. Unik przed pocałunkiem i próba odejścia mogła go
faktycznie zdenerwować. Na tyle, że w trakcie krzyczenia wyzwisk w moją stronę, zapluł się kilka
razy. Jednak co innego przykuło moją uwagę. Maks pierwszy raz patrzył na moją twarz. Widziałam
wyraźnie kolor jego oczu, bliznę nad brwią i zmarszczki na czole. Czyżby po raz pierwszy nie
mówił o sobie tylko o mnie? Naturalnie, ale słów tych nie powtórzę, bo to zbyt wulgarna
polszczyzna.

Instynktownie zamachnęłam się, aby mu oddać, ale nie trafiłam idealnie i obiłam mu kawałek skroni. Wzięłam głęboki wdech nosem i pociągnęłam z chrapnięciem wydzielinę ze środka. Jeszcze na ten moment nie pozwalałam łzom wylecieć z moich oczu. Mogłam się wydrzeć i wykrzyczeć wszystko co mi leżało na sercu, ale nie miałam na to siły. Po prostu powiedziałam “Potrzebujesz pomocy”.

Maks krzyczał jeszcze chwilę, przepraszał i groził mi na zmianę. Chciał, żebym została, ale równocześnie, żebym odeszła. Nie rozumiałam tego i chciałam jak najszybciej o tym zapomnieć. Wrócić do swojego
rutynowego, poukładanego życia bez większych zmartwień.

Porozmawialiśmy chwilę, ale tej rozmowy nie zapomnę do końca życia. Nie była nużąca.

Zdjęcie autorstwa Andre Moura z Pexels

POMOC

Wróciłam do auta pociągając nosem. Zamknęłam lekko drzwi i dałam upust swoim
emocjom. Zagryzałam wargi, próbowałam ocierać policzki, orając skórę szorstkimi rękawami kurtki. Nie miałam już na nic siły. Wszystko było zamglone. Okropny smak łez. Tak słone potrafią być gorzkie łzy. Nie mogłam złapać oddechu.
Sięgnęłam do kieszeni. Opuszki moich palców napotkały skrawki rozerwanych chusteczek, które
gromadziły się tam już od pewnego czasu. Jak okrutnym trzeba być dla chusteczki, żeby wyżywać
się na niej w kieszeni, kiedy nikt nie widzi? Spojrzałam na swoje dłonie. Obgryzione paznokcie.
Poczułam się bezsilnie. Czemu ja? Nie wiedziałam czego mi potrzeba. Było mi wstyd, przez to, że czułam się słaba i nie umiałam sobie z tym poradzić. Czy to jest moment, w którym to ja muszę poprosić o pomoc?


Podziel się
Oceń