Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 20 maja 2024 23:55

Prawdziwych przyjaciół poznaje się w Detroit – Paulina Babicka

Prawdziwych przyjaciół poznaje się w Detroit – Paulina Babicka

Przyjaciel to ktoś, kto rozumie twoją przeszłość, wierzy w twoją przyszłość i akceptuje cię takim, jakim jesteś.

Aleatha Roming

Przedstawiona historia to fanfiction inspirowany grą Detroit: Become human w autorskiej wersji Pauliny Babickiej.

HANK

Jeden łyk. Tylko jeden. O niczym więcej nie marzył. Widok ukochanego napoju za
plecami kasjerki kusił niemiłosiernie. Zwłaszcza po ciężkim dniu pracy. Szklanka whisky
przed snem wydawała się wspaniałym pomysłem. Choć doskonale wiedział, że na jednej
się nie skończy.
– To wszystko?
Głos kobiety za ladą przywrócił go do rzeczywistości.
– Prosiłbym jeszcze… – prześledził wzrokiem dostępny alkohol – Black Ram.
– Zero siedem, czy litr?
– Siódemka – 0dpowiedział szybko, wiedząc, że gdyby zawahał się choć przez chwilę, to z
pewnością poprosiłby o większą butelkę.
Zapłacił i jak najszybciej wyszedł z torbą zakupów ze sklepu. Na parkingu czekał
czarny, dwudrzwiowy Oldsmobile Cutlass Supreme. Prawdziwy eksponat motoryzacji w
mieście przyszłości. Można by przypuszczać, że był to najstarszy samochód w Detroit.
Nie licząc tych w muzeach.

W pewnym momencie przy starym aucie z piskiem opon zatrzymał się sportowy
chevrolet, który o mały włos nie potrącił mężczyzny z pełną reklamówką i wystającą z niej
whisky.

Zdjęcie autorstwa SevenStorm JUHASZIMRUS z Pexels

– Hej! Uważaj jak jeździsz!
Z chevroleta szybko wysiadł młodzieniec z niemalże idealną kwadratową szczęką i
lśniącymi kruczoczarnymi włosami.
Wyglądał jak człowiek.
– Najmocniej przepraszam! Czy wszystko w porządku? Odniósł pan jakieś obrażenia?
Brzmiał jak człowiek.
– Kurwa, mogłeś mnie przejechać!
– Proszę mi wybaczyć. Nie zauważyłem pana…
Małe kółko na prawej skroni młodego kierowcy świeciło jaskrawą czerwienią. To
nie był człowiek.
– Jebane androidy… Nie słyszałeś o czymś takim jak ograniczenie prędkości na parkingach?
Czy mam ci o tym przypomnieć? – warknął sięgając do kieszeni, aby po chwili cwaniacko
pomachać przed androidem zdartą już nieco odznaką…
Na idealnej twarzy pojawił się szok i szczypta strachu.
– Masz farta młody – parsknął po chwili ciszy policjant – nie mam ani czasu, ani ochoty
bawić się dziś z tobą. Liczę jednak, że żaden z moich kumpli po fachu nie zgarnie cię w
przyszłości za brawurową jazdę.
– Oczywiście. To się nie powtórzy. Jeszcze raz przepraszam…
– Dobra, dobra… Odjedź trochę tą swoją wyścigówką, żebym mógł chociaż do auta się dostać.

Obraz Angel-Kun z Pixabay

Android posłusznie wykonał to, co mu zlecono, a drugi mężczyzna już bez
przeszkód wsiadł do własnego pojazdu i powoli wyjechał z parkingu. Zatrzymał się na
najbliższym skrzyżowaniu, oczekując pojawienia się zielonego światła na reflektorze.
Droga była opustoszała o tej porze. Od czasu do czasu dał się słyszeć ryk silników w
oddali, czy odgłos sunącego po torach pociągu. Topniejący śnieg formował na betonie
rozległe kałuże, których uliczne studzienki widocznie nie zdołały wchłonąć. Dawało to efekt
lustrzanego odbicia lamp unoszących się nad pasmami asfaltu. Światło zmieniło się na zielone.
Samochód ruszył.
– Jebane androidy… – westchnął głośno i przeciągnął dłonią po głowie, przeczesując loki
siwych włosów.

DOM

Zaparkował przed drzwiami do garażu. Mógłby wjechać do środka, ale sterta gratów zajmowała każdy kąt wysłużonego pomieszczenia. Pudła, stary telewizor, rower, nieużywane meble i wiele
śmieci, o których istnieniu dawno zapomniał. Rozważał nawet czy nie poświęcić
jednego dnia wolnego po to, aby uporządkować ten bajzel. Kto wie, może
znalazłby tam jakieś skarby?
Wysiadł z auta i ruszył w kierunku drzwi frontowych, starając się przy tym omijać
kałuże powstałe na trawniku. Przy wejściu usłyszał rockową muzykę lat 90.
ubiegłego wieku i donośne
szczekanie. Kiedy drzwi się otworzyły, na zewnątrz wybiegł ogromny bernardyn, wesoło
machając ogonem na widok właściciela.
– Sumo, Spokój! – krzyknął, starając się odpędzić nabuzowanego energią pupila i
jednocześnie nie uszkodzić zawartości reklamówki. – Nie dali ci żreć, czy co, że tak
szalejesz?
– Nakarmiłem go.
Spojrzał w stronę kuchni, z której dobiegał głos. W powietrzu unosił się zapach
grzanek i… czegoś jeszcze. Przy kuchennym blacie stał młody mężczyzna, który energicznym
ruchem mieszał coś w garnku.
– Dobry wieczór poruczniku. – odwrócił się młodzieniec, posyłając policjantowi
uśmiech. – Jak ci minął dzień?
– Na litość boską Connor… Ile razy mam kurwa powtarzać, żebyś nie nazywał mnie tak we
własnym domu? – westchnął, wieszając swój płaszcz przy wejściu i niosąc zakupy do kuchni.

Obraz Sven Lachmann Pixabay

Dom nie był duży. Od drzwi frontowych można było od razu przejść do salonu i
rozgościć się na starej, ale wygodnej sofie przed telewizorem. Aneks kuchenny zapewniał
szybki dostęp do przekąsek lub zimnego piwa w przypadku meczu transmitowanego na żywo. Wzdłuż korytarza, po jego przeciwnych stronach, znajdowały się sypialnia i łazienka. Wystarczająco dużo
miejsca dla starego policjanta i jego psa. No i jednego współlokatora.
– Przepraszam – poprawił się Connor – więc jak ci minął dzień, Hank?
– Tradycyjnie chujowo – oznajmił z goryczą w głosie. – Jezu… co ty znowu
wykombinowałeś? Zapach od progu zwala z nóg…
Hank postawił reklamówkę na okrągłym niedużym stole i odwrócił się w stronę
gotującego się wywaru. Musiał przyznać, że pachniało cudownie. Albo to jego
pusty żołądek powodował węchowe halucynacje.

– Zupa koperkowa – odparł Connor, rozładowując zakupy z torby Hanka –
wiem, że jest to sprzeczne z twoimi preferencjami żywieniowymi, ale zapewniam, że
zdrowsze niż hamburgery. Poza tym, mogłem wykorzystać resztki z lodówki. Dobrze więc, że zrobiłeś zakupy. Podpiekłem też grzanki. Google podpowiedział, że niektórzy tak serwują… Po co to kupiłeś?

Zdjęcie autorstwa Ponyo Sakana z Pexels

Siwy mężczyzna już zbliżał do ust łyżkę zdrowej, ale wciąż gorącej zupy, kiedy padło pytanie. Zamarł na kilka sekund w bezruchu. Doskonale wiedział o czym mowa. Głód musiał poczekać. Connor ściskał w dłoni butelkę bursztynowego płynu.
– Jak to, po co? Żeby wypić, a niby co innego?
– Rzeczywiście, ale dlaczego to kupiłeś? Sądziłem, że rozprawiłeś się z nałogiem?
Hank westchnął głośno, odchylając się na krześle. Nie zamierzał zaprzeczać temu, że ma problem z
alkoholem. Według niektórych nawet poważny problem. Ale to było to tylko i wyłącznie
jego zmartwienie.

BUTELKA 

Od tragicznego wypadku, w którym zginął jego ukochany syn, nie miał nikogo.
Okrutny świat nowoczesnych technologii i sztucznej inteligencji odebrał mu wszystko w
chwili, kiedy sterowana komputerem ciężarówka, uderzyła w jego samochód.

Cyberlife, światowy pionier wśród firm zajmujących się sztuczną inteligencją oraz prawny właściciel
ciężarówki, wysłał Hankowi ładnie oprawiony list ze szczerymi wyrazami
współczucia i sporym odszkodowaniem, za które, mógł sobie sprawić
nowy samochód z systemem wczesnego ostrzegania, gdyby tylko chciał. Co prawda, kupił auto, ale w komisie i to w dodatku najstarszy model jaki znalazł w dobrym stanie. Resztę pieniędzy przeznaczał
na alkohol. Żadne  fundusze nie zwróciłyby mu dziecka, więc zamiast tego
wykańczał swoje ciało tak, aby jak najszybciej spotkać syna w innym,
lepszym świecie.

– Przypominam ci, że to mój dom i mogę w nim robić, co mi się żywnie podoba – stwierdził z
powagą i wrócił do posiłku.
– Oczywiście. Chciałbym jednak dodać, że ciągłe spożywanie tego typu napojów wpływa
negatywnie…
– Zamknij jadaczkę i daj mi w spokoju zjeść! – warknął Hank, uderzając ręką w stół –
Nie pozwolę, żeby jakaś durna maszyna mówiła mi, jak mam żyć.
Nastała chwila ciszy, po której Connor odłożył wciąż trzymaną w rękach butelkę,
życzył smacznego i ruszył w stronę kanapy w salonie, gdzie Sumo już czekał na pieszczoty.
Hank szybko zjadł co miał na talerzu i poszedł do pokoju wypocząć. Przed snem długo patrzył na butelkę, ale oprał się pokusie.

Zdjęcie autorstwa Charlotte May z Pexels

Minęły trzy lata odkąd w artykułach gazet pojawiła się notka o tragicznym wypadku na jednej z dróg w Detroit. Trzy lata rozpaczy ojca. Trzy lata gniewu skierowanego w stronę pędzącego za postępem świata. Przed śmiercią syna Hank Anderson był uznawany za przykład w pracy. Po tym jak rozbił szajkę narkotykową, awansował na najmłodszego porucznika w Detroit Police Department. Wszelkie nagrody i pochwały popadły jednak w niepamięć. Przykrył je stos nagan i piekielnie trudny charakter
porucznika.

Zdjęcie autorstwa Artyom Kulakov z Pexels

Niedługo później miały miejsce wydarzenia, które zostaną zapamiętane w historii
całego świata.

POBUDKA 

Do DPD trafiało coraz więcej informacji o androidach, które krzywdziły lub
zabijały swoich właścicieli. Tak zwaną dewiację  klasyfikowano jako niebezpieczny błąd w
oprogramowaniu, podczas którego maszyna zaczynała myśleć, a nawet czuć.

Aby uniknąć gigantycznej afery, Cyberlife podarowało policji pierwszego w
historii androida śledczego, który miał za zadanie zbadać i powstrzymać ten precedens. Z tylko sobie wiadomych powodów kapitan DPD przydzielił nowego rekruta właśnie Hankowi. Człowiek, który wręcz nienawidził technologii, został zmuszony do pracy z androidem. Wiele razy rozważał zniszczenie maszyny, jednak przed destrukcyjnym czynem powstrzymywały go konieczność sporządzania protokołu
oraz wygląd robota, który od człowieka różnił się jedynie migającą na skroni, okrągłą diodą.

W ten sposób Hank poznał Connora, który początkowo niczym
się nie różnił od innych androidów. Wiele czasu upłynęło zanim Hank przyzwyczaił się do współpracownika, a i sam Connor także zmieniał pod wpływem wydarzeń w Detroit. Momentem przełomowym okazała się rewolucja androidowa, po której ludzie przyznali  maszynom m.in.
prawo do wolności.

Obraz Prince C Pixabay

Hank niechętnie to przyznawał, ale obecnie trudno mu było wyobrazić sobie, co by się stało gdyby kapitan nie podjął tak ryzykownej decyzji i nie przydzielił mu nowego partnera.
-Cholera… – mruknął cicho zasłaniając oczy przed porannymi promieniami słońca,
wpadającymi przez okno.
Budzik dzwonił już od ładnych kilku minut. Drażliwy dźwięk, który zerwałby z łóżka nawet najwybitniejszych śpiochów, przyprawiał Hanka o ból głowy, ale nie zamierzał wstawać.
– Wyłącz budzik – rozkazał, wciąż zasłaniając twarz ręką – Wyłącz budzik!
Alarm dzwonił nieprzerwanie.
– Co jest nie tak z tym ustrojstwem?! Wyłącz budzik do cholery! – krzyknął machając ręką w
stronę ustawionego na stoliku obok ekraniku, wskazującego godzinę.
Wszystko ucichło.
Mężczyzna westchnął zadowolony i już miał przekręcać się na drugi bok, ale wtedy coś
ogromnego i puszystego przygniotło jego klatkę piersiową.
– Co do… Sumo! Zły pies! Złaź!
Bernardyn zaszczekał i zamerdał wesoło ogonem. Szczęśliwy, że widzi swojego
właściciela, zaczął lizać go po twarzy.
– Nie! Przestań!
Hank ze wszystkich sił starał się odeprzeć atak miłości pupila, ale bezskutecznie.
Nagle w drzwiach pojawił się Connor.
– Sumo, wystarczy – powiedział swoim jednostajnie brzmiącym głosem, na co pies od razu zszedł z
łóżka i podszedł do androida.
Porucznik patrzył jak Connor wręcza mu smakołyk, głaszcząc go i chwaląc.
– A więc to ty go na mnie nasłałeś – stwierdził starszy policjant wstając – Mój własny pies
woli ciebie ode mnie.

ŚNIADANIE 

– Przygotowałem śniadanie. – zignorował wcześniejszą uwagę android i zniknął za drzwiami
wraz z Sumo.
Hanka zdziwił brak odpowiedzi. Connor jakiego znaŁ, przedstawiłby mu tysiąc
argumentów, potwierdzających, że Sumo uwielbia starego glinę.
Kiedy porucznik w końcu dotarł do kuchni, na stole już czekał omlet z warzywami.
W powietrzu czuć było lekki zapach spalenizny.
– W internecie nie ma niczego o tym, żeby nie przypalać jedzenia na patelni? – posłał
cwaniacki uśmiech w stronę Connora, który akurat niósł do stołu herbatę.
– Smacznego – odparł android i ruszył w stronę salonu.
– A ty co, focha strzeliłeś?
Hank nie zostało nic innego, jak skonsumować śniadanie. Jego wzrok powędrował w kierunku butelki Black Ram, która stała nieruszona od wczorajszego wieczoru.

Zdjęcie autorstwa Maria Orlova z Pexels

Wtedy do głowy przyszła mu dziwna myśl, że być może Connor jest zły o to, że
kupił alkohol. Odrzucił jednak tę możliwość. Już wcześniej niejednokrotnie zdarzało mu się
upić w domu i jedyne co Connor robił, to marudził. Według Hanka dużo marudził, ale odkąd uratował mu życie, porzucił myśl o zniszczeniu maszyny z ludzkim defektem.

Hank patrzył tępo na lekko przypalony omlet. Connor wcale nie musiał go smażyć. Od rewolucji był wolny, a gotowania nie miał w oprogramowaniu. Nie musiał też codziennie
wyprowadzać Sumo, sprzątać, odśnieżać ani podwórka, ani samochodu. Jednak robił to, a Hank
nawet mu nie podziękował.

Zdjęcie autorstwa ThisIsEngineering z Pexels

Kiedyś Connor próbował wytłumaczyć mu, co czują androidy cierpiące na dewiację. Hank podsumował to w swoim stylu, stwierdzając, że defekty to przewrażliwione bachory. Wyznanie o odczuwanym przez Connora lęku i strachu, zapadło mu jednak głęboko w serce.
– Con, chodź tutaj. – zawołał Hank odsuwając na bok talerz.
Po chwili stał już przed nim android.
– Nie smakuje ci? Mogę zrobić coś innego – zaczął od razu na widok nietkniętego talerza.
– Nie, jest dobre. Nie o to chodzi. Nie stój tak nade mną. Siadaj.

Connor zajął miejsce naprzeciw Hanka.

– Dlaczego to robisz? – zapytał policjant.
– Dlaczego co robię?
– Dlaczego gotujesz, sprzątasz, siedzisz z moim psem i to… To wszystko? Jesteś wolny. Nie
zachowuj się jak maszyna… – w tym momencie Hank poczuł, że przesadził. – Cholera… Przepraszam za wczoraj, okej? Nie powinienem był tak mówić.

Nastąpiła chwila ciszy. Porucznik czekał na jakąkolwiek reakcję ze strony Connora. W myślach karcił się za kolejną gafę.
– Chcę się odwdzięczyć – odparł Connor, wciąż nie zmieniając swojej sztywnej pozycji przy stole.

Na zmęczonej życiem twarzy Hanka pojawiło się zaskoczenie.
– Odwdzięczyć? Dzieciaku, życie mi uratowałeś, codziennie zajmujesz się domem, to ja
powinienem ci podziękować!

– Kiedy rewolucja dobiegła końca… – kontynuował Connor –
nie miałem co ze sobą zrobić. Gdybym wrócił do Cyberlife, mogliby mnie zniszczyć, a inne androidy, rewolucjoniści,  nie ufali mi. Byłem przecież łowcą defektów. Na posterunku nie mogłem
zamieszkać.  Nie wiem co zrobiłbym bez ciebie. Chcę się odwdzięczyć za to, że przygarnąłeś mnie pod swój dach. Przynajmniej do czasu uregulowania prawa androidów.
– Jakbym mógł postąpić inaczej? – zaśmiał się Hank. – Sumo by mi tego nigdy nie wybaczył.
Na dźwięk imienia do stołu przydreptał ogromny bernardyn. Położył głowę na
kolanach swojego pana, czekając pieszczoty.
– Chyba się ze mną zgadzasz, prawda Sumo? – głaskał pupila Hank, na co ten wesoło
zaszczekał.
– Ja też go bardzo lubię – stwierdził Connor z uśmiechem na twarzy.
– Dobra, wystarczy tych czułości- oznajmił porucznik, wstając ku niezadowoleniu psa – mam nadzieję, że pozwolą ci wkrótce wrócić do pracy – powiedział na pożegnanie, sięgając
po płaszcz.

PRZYJACIEL

W drodze do pracy Hank rozważał poranną rozmowę i wyliczał sobie jak wiele zawdzięcza Connorowi. Zaczął nawet myśleć, że życie nie jest może takie złe.
– Trochę na mnie poczekasz Cole. – powiedział, spoglądając na przyczepione do deski rozdzielczej
zdjęcie uśmiechniętego, 6-letniego chłopca.

Obraz Gerd Altmann Pixabay


Podziel się
Oceń