Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 20 maja 2024 18:28

WINA I WINO – Aleksander Janicki

WINA I WINO – Aleksander Janicki

Skąd czerpać inspirację do pisania? Gdzie szukać tematów do ćwiczeń?

Carlos Ruiz Zafón w Grze anioła odpowiada następująco:

Natchnienie przychodzi wtedy, kiedy człowiek przyklei łokieć do biurka,  tyłek do krzesła i zacznie się pocić.

Zanim jednak Autor przeleje pierwsze myśli na papier i poczuje trud tworzenia (zwłaszcza w upały), wątki, postacie i przemyślenia może odnaleźć w sztuce. Tak właśnie Aleksander Janicki spotkał swoją bohaterkę Urszulę, przyglądając się słynnej barmance impresjonistycznej, spoglądającej w oczy widza ze smutkiem i z tajemniczym uśmiechem.

Zapraszamy na historię inspirowaną malarstwem. Jest w niej materiał na przygodowy serial historyczny? Oceńcie sami

WINA I WINO

– Nudy na pudy – pomyślała Urszula, przechadzając się z nonszalancko trzymanym
kieliszkiem szampana w dłoni pośród dostojnie ubranych mieszczan. Tak naprawdę nie
kręciły jej tego typu imprezy. Uważała je za pretekst dla snobów do picia i jedzenia w
nieprzyzwoitych ilościach. Wkradła się tutaj, licząc na jakieś ciekawe wydarzenie, spotkanie.
Na razie jednak musiał jej wystarczyć darmowy alkohol. Sukienka ją gniotła i czuła się w niej
nieswojo. Była jednak niezbędna, jeśli chciała wtopić się w tłum. Było kilka osób, których na
pewno nie chciałaby spotkać – należała do nich służba, która mogłaby ją nie tylko wyprosić,
ale także oddać w ręce wymiaru sprawiedliwości. A ów wymiar z kolei mógł ją rozpoznać na
podstawie rysopisu. Podczas ostatniej roboty omsknęła jej się ręka, i zmuszona była do ucieczki. Mogłaby to robić znacznie rzadziej, ale dzięki emocjom i adrenalinie czuła, że żyje. Aby uniknąć wykrycia, mimo tłumu gości, starała się uwznioślić nieco swój luźny chód. Wskazówka zegara zbliżała się już do północy. Oparła się o balustradę i spoglądała z góry na wirujących poniżej ludzi.

Orkiestra narzuciła szybsze tempo. Wyszywane suknie z pięknymi zdobieniami falowały jak żagle na wietrze. Urszula wyobrażała sobie, że znajduje się na wielkim statku, płynącym do Ameryki. Że już nic się nie liczy, a wszystko można zacząć na nowo. Z zamyślenia wyrwał ją głęboki głos.
– Może zamiast tylko patrzeć, wolałabyś zejść na parkiet? – należał do młodego mężczyzny.
Ubrany był elegancko, ale nie w takiej kretyńskiej manierze jak większość – zamiast surduta
czy fraka miał krótszą marynarkę. Była to nowa moda, ale Urszuli się podobała. Gęste, brązowe włosy miał dosyć niedbale zaczesane do tyłu, z paroma niesfornie zwisającymi kędziorkami, które nadawały mu chłopięcego uroku. Proste, zadbane zęby i niebieskie oczy dopełniały pierwszego wrażenia.

Teraz dostrzegła, że nie był taki młody, jak na początku myślała – w kącikach oczu pojawiły się pierwsze zmarszczki, na twarzy miał kilkudniowy zarost, i ogółem wyglądał na zmęczonego życiem. Nagle zdała sobie sprawę, że zajęta analizowaniem jego twarzy dziwnie długo nie odpowiedziała na jego pytanie.
– To chyba nie dla mnie – odparła.
– Rozumiem, nie przeszkadzam dłużej – tajemniczy nieznajomy uśmiechnął się i odwrócił.
– Czekaj! – krzyknęła, po czym zasłoniła usta i powtórzyła ciszej – Czekaj. – Wydał jej się
intrygujący. Na pewno różnił się od mężczyzn, jakich zwykła widywać na takich bankietach. Z
jakiegoś powodu wydał jej się znajomy. W sumie chętnie by z nim zatańczyła, ale w
przeciwieństwie do obecnej tu śmietanki, nie pobierała nigdy nauk tańca, a nie chciała
przecież się wyróżniać.

– Wprawdzie nie tańczę, ale możemy porozmawiać – powiedziała uśmiechnąwszy się, tym samym odsłaniając drobne, białe ząbki. Miała duże, zielone oczy,
czarne włosy, piegowatą buzię i nieduży, lekko zadarty nosek. Ogółem była dosyć ładna, więc
zaloty pod jej adresem nie były dla niej niczym nowym. Zazwyczaj jednak wykręcała się lub
je zbywała. Ale zazwyczaj ich autor nie wyróżniał się tak bardzo z tłumu.
– Nawet lepiej – odparł, znowu się uśmiechając. – Pozwól tylko, że przyniosę nam coś do
picia – dodał i odszedł. Przez chwilę żałowała, że powstrzymała go przed zostawieniem jej w
spokoju. Nie chciała się spoufalać – nie wiedziała w końcu, z kim ma do czynienia, ale dawno
nie poznała nikogo interesującego. Zaintrygowanie wygrało ze zdrowym rozsądkiem.
– Kto wie, może ten wieczór nie będzie jednak taki nudny? – pomyślała, ciesząc się do siebie.

Po chwili wrócił, podał jej kieliszek, po czym złapał jej dłoń i ucałowawszy ją się przedstawił.
Nie dosłyszała jego imienia, ale czuła się nieswojo, onieśmielona, a to jej się nie zdarzało, i
nie poprosiła, żeby powtórzył.
– Urszula – odparła.
– Bardzo ładne imię – patrzył jej prosto w oczy.
– Więc, czym się zajmujesz? – spytała, siląc się, aby jej głos brzmiał naturalnie. Nie wyszło jej
to, zabrzmiał wysoko.
– Pracuję w policji – odparł.
– No ładnie! – pomyślała, i już się zastanawiała, jak się wyślizgnąć z tej okropnej sytuacji, gdy
zobaczyła, że się śmieje.
– Żartowałem – Chyba dostrzegł, że kobieta poczuła się nieswojo.
– Co to za żart?! – chciała wykrzyczeć, ale zamiast tego wysiliła się na uśmiech. Musiała jakoś
uratować sytuację. Poczuła, że robi jej się gorąco. Wróciła już na ziemię, i zaczęła analizować
swoje położenie. Przyjrzała się uważniej mężczyźnie. Dlaczego wydawało jej się, że już go
gdzieś widziała? Gonitwę myśli przerwało pytanie.
– A ty? Co robisz w życiu? – Przyglądał jej się uważnie.

Co robi w życiu? Proste pytanie. Odpowiedź powinna być równie prosta. Zawsze miała w
głowie gotowe odpowiedzi, zanim w ogóle usłyszała pytanie. Dlaczego teraz było inaczej?
Nagle doznała olśnienia. Spotkała go już kiedyś. A dokładniej kilka dni temu, kiedy wybiegała
z jego domu, gubiąc po drodze biżuterię. To właśnie była praca, przy której się potknęła.
Przez jej głowę galopowały myśli. Co zrobić?
– Nie lubię mówić o sobie – wydukała w końcu, żeby tylko coś odpowiedzieć, i uśmiechnęła
się z zakłopotaniem. Starała się nie okazywać zestresowania ale zdawała sobie sprawę, że
średnio jej to wychodzi. Uświadomiła sobie, że lekko rozdziawiła usta. Zamknęła je szybko i
przełknęła ślinę. Milczała.
– Może wyjdziemy się przewietrzyć? – zaproponował wyciągając z wewnętrznej kieszeni
marynarki elegancką, metalową papierośnicę.
Wiedziała, że powinna odmówić. Każda minuta dłużej w jego towarzystwie zwiększała
ryzyko, że jej sekret się wyda. Było w nim jednak coś magnetycznego. Coś, co sprawiało, że
nie chciała jeszcze kończyć tej znajomości. Przeciwnie – chciała go lepiej poznać.
– Tak, papieros to dobry pomysł – odparła skinąwszy głową, i ruszyli w stronę balkonu.

Tak wyglądała praca nad sceną i układ postaci


Podziel się
Oceń